Marcin Kulinicz
2006-05-05 15:22:26 UTC
Witam,
Dlugi weekend tym razem to nie bylo dla mnie maksymalne zaliczanie - ale
wrazen i tak bylo co niemiara ;-) W miedzyczasie bawilem sie na weselu
przyjaciol ;-) w miescie Poznan. Czesc kolejowa weekendu tez w milym
towarzystwie Michala, Pawla i przejsciowo Wojtka (pozdrawiam!).
A wiec zaczelo sie w pociagu Bydgoszczanin w piatek wieczorem. Droga do Kutna
ciekawa jest wprost przyslowiowo, za to w wagonie wisial ciekawy przyczynek
do globalizacji PKP - PR: naklejka "Nie wychylac sie przez okno" w 46
jezykach!!! Globalny wymiar nie-wychylania-sie nie zdolal powstrzymac naszego
bolida przed zlapaniem na trasie Warszawa - Kuto 10 minutowego opoznienia z
przyczyn powtarzajacych sie zwolnien. Pospieszny relacji Plock-Zbaszynek
czekal jednak na kilkadziesiat osob, ktore jakos nie chcialy korzystac z
roznej masci pociagow spoleczki IC.
Pospieszny w wersji EZT. Na szczescie z miekkimi siedzeniami. Ale juz
przejscie miedzywagonowe - z napisem "Drzwi automatyczne" mozna bylo otworzyc
tylko recznie, za to ze sporym trudem. ED72 dlawil sie i prychal, przed
Klodawa nawet zupelnie stanal w polu, ale potem jakos pojechal i z tylko
nieznacznie zwiekszonym opoznieniem zameldowal sie w Poznaniu.
Tu przerywam, bo slub przyjaciol i towarzyszace mu imprezy przewazyly u mnie
nad ochota ogladania parowozow w tlumie i deszczu.
Dalsza czesc kolejowych wrazen to jazda - zupelnie bez godnych odnotowania
wydarzen - do Legnicy, gdzie w deszczowy, poniedzialkowy poranek spotkalem
sie z Michalem i Pawlem. W ciagu 30 sekund zmienilismy pierwotny plan wyprawy
i wyszlo na dobrze. Najpierw, wciaz w siapiacym deszczu, poszlismy torem
linii na Rawicz (jezdzony) do obwodnicy, na ktorej przypozowal towar z ET22.
Pogadalismy ze spotkanym tam maszynista - emerytem, ktory prowadzil na tej
linii pociagi - Tr5, Ok1, SP42 i SP45... Wrocilismy na dworzec i o 10 z
minutami pojechalismy do Zgorzelca. Zolto-pomaranczowa bipa w delegacji z
Bydgoszczy, do tego EU07. Po drodze widoczki na modernizacje linii, ale w
sumie uneventful, moze oprocz Tomaszowa Bolesławickiego, gdzie nasz pociag
stanal pod semaforem przed przystankiem, wyszedlem, zrobilem zdjecie jemu i
stojacemu obok towarowi z M62-1200 (Rail Polska), osobowemu w druga strone
tez, po czym poszedlem na przystanek i wsiadlem z powrotem do swojego
pociagu...
Dojechalismy do Weglinca. Ale tam ruch! W ciagu pol godziny postoju przez
stacje przewinely sie 3 manewrujace stonki, 4 poc. towarowe (SU46, ST43,
ET22, 2SU46), osobowy (SU46), do tego pod para staly jeszcze 2 ST43 i SM42).
Wyjezdzalismy rownolegle do pociagu na Horke.
Zgorzelec to linia gruntownie modernizowana nie wiadomo - jak dla mnie - w
jakim celu. Znam kilka miejsc, gdzie modernizacja bardziej by sie przydala.
Tym bardziej, ze malo jest w niej rozumu. Dla przykladu - ktos kazal zrobic
tablice na peron dla przystanku osobowego "Lasow", wiec zrobili
tablice "POLASOW" ;-)))) Kolejna ciekawa tablica po drodze to efekt
sprzatania dworca Zgorzelec Miasto - pod kladka dla pieszych, przy torach
lezy sobie "Posterunek ORMO" ;-0
Zgorzelec jeszcze modernizacja nie jest tchniety, ale tor dojazdowy
funkcjonuje tylko jeden. Podobno, gdy modernizacja sie zacznie, pociagi z
tluczniem beda jezdzic przez Luban do Zgorzelca. Zostawilismy plecaki u milej
pani kasjerki (na szczescie do Goerlitz mozna na turystycznym, bo normalny
kosztuje 14.26 PLN, co wymownie swiadczy o oderwaniu PKP od realiow) i
ruszylismy do Goerlitz spalinowym pociagiem do Drezna... Krotka, przyjemna
jazda - a w Goerlitz bylismy zaszokowanymi swiadkami, jak do naszej jednostki
dopina sie drugie Desiro - sprzegniecie automatyczne w ciagu kilku sekund
i "klawiatura gra" ;-)
Wrocilismy do Zgorzelca piechota, a do Weglinca ta sama bipa. Stamtad - jazda
na Jelenia Gore. Wbrew temu, ze pociag kursuje tylko raz na dobe, troche
ludzi z niego korzysta. Niestety, nie jechal ET21, tylko EU07 - w druga
strone zas ET22. Linia bardzo przyjemna, a zblizajace sie widoki na osniezone
Sudety - obiecujace.
Dalszy plan zakladal zasadzanie sie na towary na linii do Lwowka. Ale jak
wydostac sie z Jeleniej Gory w kierunku Lwowka wieczorem? Tylko na wlasnych
nogach lub taksowka. Wybralismy pierwszy wariant i po kilku kilometrach
zanocowalismy w okolicach Siedlecina.
nastepnego dnia rano mielismy zadzwonic do towarowego dyspozytora w Jeleniej
Gorze. Wiec zadzwonilismy, aby uslyszec, ze nic na Lwowek nie bedzie. 20
minut pozniej przejechal sklad weglarek z SU46, wiec porzucilismy juz
zrobione plany ucieczki z linii Lwoweckiej i ruszylismy szlakiem w kierunku
Jeziora Pilchowickiego, mijajac bardzo klimatyczne wysypisko smieci - ktos
bezmozgowy chyba umiescil wysypisko w pieknym widokowo miejscu, w sasiedztwie
zalewu o sporym potencjale rekreacyjnym...
A rekreacja nad Zalewem to glownie lowienie malych i nieczestych rybek,
podczas gdy siedzi sie po kostki w smieciach. Przygnebiajace. Zwiedzilismy
doglebnie most - z gory i z dolu i czekalismy dluuugo, dluuuugggggoooo,
dluuuuuuugaaaaasnie na pociag... a tu przejechala od strony Lwowka tylko SU46
luzem....
Poszlismy na p.o. Pilchowice Zapora i tam, w tak pieknych okolicznosciach
przyrody, spotkalismy Wojtka, ktory nam w wyczekiwaniu pociagow towarzyszyl.
Mila pogawedke przerwala syrena lokomotywy - pociag towarowy od strony
Jeleniej Gory, tym razem z SM42! A mialo nie byc nic!
Kolejny telefon, kolejne niesprawdzone informacje. Otoz SM ma wracac z
wagonami, a moze jeszcze pojedzie pociag po 17... Przeszlismy wiec tunel i
zalogowalismy sie na laczce ponad wiaduktem w Pilchowicach, gdzie pieknie
widac wiadukt, tunel i gorki... I nic zlosliwie nie jechalo, a czas
niemilosiernie mijal. Podreptalismy wiec w koncu na p.o. Pilchowice -
Nielestno, skad mial jechac autobus PKP. Ale nie jechal - przynajmniej
zgodnie z tym rozkladem, ktory wisial w P-N. Za to przejechala - zupelnie z
zaskoczenia - SU4 z kolejnym towarem do Niwnic. A SM42 nie wrocila!
KKA wreszcie przyjechal i kierowniczka autobusu zaprezentowala nam swoj,
jedynie sluszny rozklad - inny od wywieszonego. To w ogole porazka, czyli
DZPR. Dalsze przejscia na stacji w JG ("Nie dam! Ksiazka skarg jest jedynie
do SLUSZNYCH SKARG" - to cytat) sa tematem na osobny watek.
W kazdym razie po przejsciach w JG ruszylismy tzw. pospiesznym do Walbrzycha.
W Walbrzychu nie ma sie gdzie i czym o tej porze bawic ;-) wiec szybciutko
przez most i tunel (nieuzywany) przenieslismy sie do Jedliny Grn., gdzie
nocowalismy u wylotu tunelu. Chlodno bylo, ale sliczne slonce nastepnego dnia
ogrzalo nas w ramach rekompensaty).
Ruszylismy nastepnego - srodowego - ranka z Jedliny do Jedliny Zdroj.
Przerazajace to miejsce, smutne i straszne. Tam pozegnalismy Wojtka, a sami
ruszylismy w dol, w kierunku Swidnicy, dawna linia kolejowa. Kiedys byla to
faktycznie atrakcja - dzis sklania raczej do smutnej refleksji. Podsumowujac:
gorny odcinek linii jest rozebrany w ok. 40 procentach. Pozostala czesc jest
zupelnie nieprzejezdna z powodu wolajacego o pomste do nieba stanu podkladow
i mostow. Podobno ta linia miala jakis remont i to calkiem niedawno - nie
wierze. Ktos moze wzial kase za remont, ale remontu nie bylo. Niezaleznie od
dzialan zlomiarzy, linia by sie rozsypala na amen. A szkoda jej.
Stan linii ponizej miejsca osuniecia nasypu pod Zagorzem Slaskim jest
znacznie lepszy - zaraz za osunieciem w pewnym miejscu precyzyjnie wycieto
kawalki szyn dlugosci 2 i 3 metry, poza tym - brakuje kilku metrow torow
(precyzyjnie wycietych) i dwoch luczkow w rozjezdzie w obrebie stacji
Swidnica Kraszowice. Ponadto - jeden zaasfaltowany przejazd. Poza tym linia
kompletna i podklady raczej w calkiem niezlym stanie. Na torach (do samej
Swidnicy) slady jezdzenia drezyna.
Podumowujac wrazenia z linii Jedlina - Swidnica: nie byloby chyba takie
glubie urzadzic tam sciezke rowerowa. Linii juz nie ma.
W Swidnicy Kraszowicach, zrobiwszy fotki SA106 w drodze do Kamienca,
zwiedzilismy ruine budynku stacji. Fajny budynek, do niedawna zamieszkaly,
stan techniczny ogolny OK, nawet niedawno malowane sciany wewnatrz - i
totalna demolka, z wyrwaniem kabli i rur ze scian wlacznie. Niedlugo fajny i
funkcjonalny budynek bedzie wygladal jak nastawnie, ktore mu towarzysza. A
propos nastawni - czy ktos wie, dlaczego w srodku stacji, naprzeciw siebie
staly dwie?
Poszlismy dalej, do samej Swidnicy. Stamtad - krotka jazda szynobusem do
Jaworzyny, gdzie pozegnal nas zjezdzajacy do Krakowa Pawel, a dla mnie i
Michala - dluga jazda "Karkonoszami" do Warszawy. Nawet nie bardzo
zatloczone...
Prysznic, sniadanie i do pracy w czwartek ;-) !
Pozdrawiam tych, ktorzy az do tej pory wytrwali,
Marcin
Dlugi weekend tym razem to nie bylo dla mnie maksymalne zaliczanie - ale
wrazen i tak bylo co niemiara ;-) W miedzyczasie bawilem sie na weselu
przyjaciol ;-) w miescie Poznan. Czesc kolejowa weekendu tez w milym
towarzystwie Michala, Pawla i przejsciowo Wojtka (pozdrawiam!).
A wiec zaczelo sie w pociagu Bydgoszczanin w piatek wieczorem. Droga do Kutna
ciekawa jest wprost przyslowiowo, za to w wagonie wisial ciekawy przyczynek
do globalizacji PKP - PR: naklejka "Nie wychylac sie przez okno" w 46
jezykach!!! Globalny wymiar nie-wychylania-sie nie zdolal powstrzymac naszego
bolida przed zlapaniem na trasie Warszawa - Kuto 10 minutowego opoznienia z
przyczyn powtarzajacych sie zwolnien. Pospieszny relacji Plock-Zbaszynek
czekal jednak na kilkadziesiat osob, ktore jakos nie chcialy korzystac z
roznej masci pociagow spoleczki IC.
Pospieszny w wersji EZT. Na szczescie z miekkimi siedzeniami. Ale juz
przejscie miedzywagonowe - z napisem "Drzwi automatyczne" mozna bylo otworzyc
tylko recznie, za to ze sporym trudem. ED72 dlawil sie i prychal, przed
Klodawa nawet zupelnie stanal w polu, ale potem jakos pojechal i z tylko
nieznacznie zwiekszonym opoznieniem zameldowal sie w Poznaniu.
Tu przerywam, bo slub przyjaciol i towarzyszace mu imprezy przewazyly u mnie
nad ochota ogladania parowozow w tlumie i deszczu.
Dalsza czesc kolejowych wrazen to jazda - zupelnie bez godnych odnotowania
wydarzen - do Legnicy, gdzie w deszczowy, poniedzialkowy poranek spotkalem
sie z Michalem i Pawlem. W ciagu 30 sekund zmienilismy pierwotny plan wyprawy
i wyszlo na dobrze. Najpierw, wciaz w siapiacym deszczu, poszlismy torem
linii na Rawicz (jezdzony) do obwodnicy, na ktorej przypozowal towar z ET22.
Pogadalismy ze spotkanym tam maszynista - emerytem, ktory prowadzil na tej
linii pociagi - Tr5, Ok1, SP42 i SP45... Wrocilismy na dworzec i o 10 z
minutami pojechalismy do Zgorzelca. Zolto-pomaranczowa bipa w delegacji z
Bydgoszczy, do tego EU07. Po drodze widoczki na modernizacje linii, ale w
sumie uneventful, moze oprocz Tomaszowa Bolesławickiego, gdzie nasz pociag
stanal pod semaforem przed przystankiem, wyszedlem, zrobilem zdjecie jemu i
stojacemu obok towarowi z M62-1200 (Rail Polska), osobowemu w druga strone
tez, po czym poszedlem na przystanek i wsiadlem z powrotem do swojego
pociagu...
Dojechalismy do Weglinca. Ale tam ruch! W ciagu pol godziny postoju przez
stacje przewinely sie 3 manewrujace stonki, 4 poc. towarowe (SU46, ST43,
ET22, 2SU46), osobowy (SU46), do tego pod para staly jeszcze 2 ST43 i SM42).
Wyjezdzalismy rownolegle do pociagu na Horke.
Zgorzelec to linia gruntownie modernizowana nie wiadomo - jak dla mnie - w
jakim celu. Znam kilka miejsc, gdzie modernizacja bardziej by sie przydala.
Tym bardziej, ze malo jest w niej rozumu. Dla przykladu - ktos kazal zrobic
tablice na peron dla przystanku osobowego "Lasow", wiec zrobili
tablice "POLASOW" ;-)))) Kolejna ciekawa tablica po drodze to efekt
sprzatania dworca Zgorzelec Miasto - pod kladka dla pieszych, przy torach
lezy sobie "Posterunek ORMO" ;-0
Zgorzelec jeszcze modernizacja nie jest tchniety, ale tor dojazdowy
funkcjonuje tylko jeden. Podobno, gdy modernizacja sie zacznie, pociagi z
tluczniem beda jezdzic przez Luban do Zgorzelca. Zostawilismy plecaki u milej
pani kasjerki (na szczescie do Goerlitz mozna na turystycznym, bo normalny
kosztuje 14.26 PLN, co wymownie swiadczy o oderwaniu PKP od realiow) i
ruszylismy do Goerlitz spalinowym pociagiem do Drezna... Krotka, przyjemna
jazda - a w Goerlitz bylismy zaszokowanymi swiadkami, jak do naszej jednostki
dopina sie drugie Desiro - sprzegniecie automatyczne w ciagu kilku sekund
i "klawiatura gra" ;-)
Wrocilismy do Zgorzelca piechota, a do Weglinca ta sama bipa. Stamtad - jazda
na Jelenia Gore. Wbrew temu, ze pociag kursuje tylko raz na dobe, troche
ludzi z niego korzysta. Niestety, nie jechal ET21, tylko EU07 - w druga
strone zas ET22. Linia bardzo przyjemna, a zblizajace sie widoki na osniezone
Sudety - obiecujace.
Dalszy plan zakladal zasadzanie sie na towary na linii do Lwowka. Ale jak
wydostac sie z Jeleniej Gory w kierunku Lwowka wieczorem? Tylko na wlasnych
nogach lub taksowka. Wybralismy pierwszy wariant i po kilku kilometrach
zanocowalismy w okolicach Siedlecina.
nastepnego dnia rano mielismy zadzwonic do towarowego dyspozytora w Jeleniej
Gorze. Wiec zadzwonilismy, aby uslyszec, ze nic na Lwowek nie bedzie. 20
minut pozniej przejechal sklad weglarek z SU46, wiec porzucilismy juz
zrobione plany ucieczki z linii Lwoweckiej i ruszylismy szlakiem w kierunku
Jeziora Pilchowickiego, mijajac bardzo klimatyczne wysypisko smieci - ktos
bezmozgowy chyba umiescil wysypisko w pieknym widokowo miejscu, w sasiedztwie
zalewu o sporym potencjale rekreacyjnym...
A rekreacja nad Zalewem to glownie lowienie malych i nieczestych rybek,
podczas gdy siedzi sie po kostki w smieciach. Przygnebiajace. Zwiedzilismy
doglebnie most - z gory i z dolu i czekalismy dluuugo, dluuuugggggoooo,
dluuuuuuugaaaaasnie na pociag... a tu przejechala od strony Lwowka tylko SU46
luzem....
Poszlismy na p.o. Pilchowice Zapora i tam, w tak pieknych okolicznosciach
przyrody, spotkalismy Wojtka, ktory nam w wyczekiwaniu pociagow towarzyszyl.
Mila pogawedke przerwala syrena lokomotywy - pociag towarowy od strony
Jeleniej Gory, tym razem z SM42! A mialo nie byc nic!
Kolejny telefon, kolejne niesprawdzone informacje. Otoz SM ma wracac z
wagonami, a moze jeszcze pojedzie pociag po 17... Przeszlismy wiec tunel i
zalogowalismy sie na laczce ponad wiaduktem w Pilchowicach, gdzie pieknie
widac wiadukt, tunel i gorki... I nic zlosliwie nie jechalo, a czas
niemilosiernie mijal. Podreptalismy wiec w koncu na p.o. Pilchowice -
Nielestno, skad mial jechac autobus PKP. Ale nie jechal - przynajmniej
zgodnie z tym rozkladem, ktory wisial w P-N. Za to przejechala - zupelnie z
zaskoczenia - SU4 z kolejnym towarem do Niwnic. A SM42 nie wrocila!
KKA wreszcie przyjechal i kierowniczka autobusu zaprezentowala nam swoj,
jedynie sluszny rozklad - inny od wywieszonego. To w ogole porazka, czyli
DZPR. Dalsze przejscia na stacji w JG ("Nie dam! Ksiazka skarg jest jedynie
do SLUSZNYCH SKARG" - to cytat) sa tematem na osobny watek.
W kazdym razie po przejsciach w JG ruszylismy tzw. pospiesznym do Walbrzycha.
W Walbrzychu nie ma sie gdzie i czym o tej porze bawic ;-) wiec szybciutko
przez most i tunel (nieuzywany) przenieslismy sie do Jedliny Grn., gdzie
nocowalismy u wylotu tunelu. Chlodno bylo, ale sliczne slonce nastepnego dnia
ogrzalo nas w ramach rekompensaty).
Ruszylismy nastepnego - srodowego - ranka z Jedliny do Jedliny Zdroj.
Przerazajace to miejsce, smutne i straszne. Tam pozegnalismy Wojtka, a sami
ruszylismy w dol, w kierunku Swidnicy, dawna linia kolejowa. Kiedys byla to
faktycznie atrakcja - dzis sklania raczej do smutnej refleksji. Podsumowujac:
gorny odcinek linii jest rozebrany w ok. 40 procentach. Pozostala czesc jest
zupelnie nieprzejezdna z powodu wolajacego o pomste do nieba stanu podkladow
i mostow. Podobno ta linia miala jakis remont i to calkiem niedawno - nie
wierze. Ktos moze wzial kase za remont, ale remontu nie bylo. Niezaleznie od
dzialan zlomiarzy, linia by sie rozsypala na amen. A szkoda jej.
Stan linii ponizej miejsca osuniecia nasypu pod Zagorzem Slaskim jest
znacznie lepszy - zaraz za osunieciem w pewnym miejscu precyzyjnie wycieto
kawalki szyn dlugosci 2 i 3 metry, poza tym - brakuje kilku metrow torow
(precyzyjnie wycietych) i dwoch luczkow w rozjezdzie w obrebie stacji
Swidnica Kraszowice. Ponadto - jeden zaasfaltowany przejazd. Poza tym linia
kompletna i podklady raczej w calkiem niezlym stanie. Na torach (do samej
Swidnicy) slady jezdzenia drezyna.
Podumowujac wrazenia z linii Jedlina - Swidnica: nie byloby chyba takie
glubie urzadzic tam sciezke rowerowa. Linii juz nie ma.
W Swidnicy Kraszowicach, zrobiwszy fotki SA106 w drodze do Kamienca,
zwiedzilismy ruine budynku stacji. Fajny budynek, do niedawna zamieszkaly,
stan techniczny ogolny OK, nawet niedawno malowane sciany wewnatrz - i
totalna demolka, z wyrwaniem kabli i rur ze scian wlacznie. Niedlugo fajny i
funkcjonalny budynek bedzie wygladal jak nastawnie, ktore mu towarzysza. A
propos nastawni - czy ktos wie, dlaczego w srodku stacji, naprzeciw siebie
staly dwie?
Poszlismy dalej, do samej Swidnicy. Stamtad - krotka jazda szynobusem do
Jaworzyny, gdzie pozegnal nas zjezdzajacy do Krakowa Pawel, a dla mnie i
Michala - dluga jazda "Karkonoszami" do Warszawy. Nawet nie bardzo
zatloczone...
Prysznic, sniadanie i do pracy w czwartek ;-) !
Pozdrawiam tych, ktorzy az do tej pory wytrwali,
Marcin
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/