Post by granathttps://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,bestia-na-torach-brdla-sniegu-nie-miala-litosci,249388.html
"Pług walczył ze śniegiem na dwa sposoby. Stroną lemieszową mógł
rozgarniać czapę grubą na półtora metra na jedną lub dwie strony. Przy
maksymalnym rozstawieniu lemieszy szerokość odśnieżania toru sięgała
sześciu metrów. Drugie czoło wyposażone było w wirnik, który mógł
mierzyć się ze śniegiem wysokim nawet na trzy metry, który odrzucał na
odległość 20-40 metrów. Co ciekawe maszyna mogła obrócić się o 180
stopni dzięki hydraulicznemu mechanizmowi zainstalowanemu w podwoziu.
- Gdy dojeżdżał częścią lemieszową do wielkiej zaspy i okazywało się, że
nie jest w jej stanie pokonać, wtedy następowało zatrzymania pługa,
odwrócenie na torze dzięki mechanizmom, które są ukryte we wnętrzu, i ta
część mogła mierzyć się z pokrywą śnieżną wysoką na trzy metry – opisuje
Sławomir Majcher."
Naprawdę ten pług obracał się na torze jak karuzela? Jak to się
odbywało? Unosił samo pudło, czy razem z kołami?
Takie manewry to widziałem jedynie w wykonaniu "Warszawy" z
białostockiego ZLK. Ale tam po prostu kierowca podnosił pojazd na
obrotowym podnośniku razem z kołami, ręcznie obracał o 180 stopni i
opuszczał na tory.