Przyznam się, że jestem pełen podziwu - ja bym się tak nie odwazył.
10 lat temu narąbani po meczu jeździliśmy powieszeni w tramwaju glanami na
poręczy pod sufitem - i kto dłużej wytrzyma... przegrany stawiał wińsko.
Swoją drogą - propo tych krzyżyków w kabinie mechanika... był kiedyś taki
artykuł - podobno nie ma mechanika, który by nie zaliczył kogoś na torach -
niektórzy w ciągu całej swojej służby zbliżają sie czasem do cyfry 10.
Słyszałem o akcjach typu - portfel samobójcy utkwił gdzieś w zestawie kołowym
i trzeba było wszystko rozbierać - a najlepszy numer był raz na śląsku - kiedy
jeszcze mechaników 2 jeździło na elektrowóz - jadą ET22 i pijaka potrącili,
który szedł torem i niereagował na trąbki. Wychodzą patrzą - krew na śniegu a
klienta nie ma! - po chwili wygramolił się gdzieś zza wagonów z łbem rozbitym
i chwijnym krokiem odszedł dalej mówiąć - "chłopaki uwazajta cholera jak
jedzieta"... - pisało o tym gdzieś w nowych sygnałach parę lat temu.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl