Discussion:
[pr] Dróżnik - zawód ginący
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Marcin Kulik
2005-11-24 19:48:03 UTC
Permalink
http://miasta.gazeta.pl/poznan/1,36024,3032526.html?as=1&ias=2

Era dróżników powoli się kończy. Każdego roku 25 listopada Święto Kolejarza
obchodzi ich coraz mniej

Z policyjnego protokołu: "Dróżnik zapytany przeze mnie, dlaczego w nocy spał
w swej budce pijany na służbie odpowiedział, że to nieprawda, gdyż przez całą
służbę wykonywał czynności służbowe. O ile jednak zdarzy mu się, że musi na
służbie wypić, to również jest to czynność służbowa".

Za komuny picie alkoholu w pracy obrosło w legendę. Było czymś tak normalnym,
że zainteresowało satyryków. Oj, dostawało się wtedy dróżnikom.

Raz dróżnik pijany spuścił szlabany - zapory, tory, a w środku ja

Ledwo zdążyłem, lampy pobiłem, szlaban się złamał, a była mgła.

Ref.

Mój stary Star nad ranem ruszył w dal,

nie było kraks, a dróżnik dalej spał!

Dziś piosenka Skauta Piwnego Janusza Rewińskiego "Mój stary Star" jest
nieaktualna. Owszem, zdarza się, że dróżnik sobie wypije, ale to sytuacje
niezwykle rzadkie. Ostatnio zdarzyło się to w Jerzmanicach koło Złotoryi,
gdzie dróżnik miał 3,2 promila alkoholu we krwi. Opuścił rogatkę, ale
zapomniał ją podnieść. Kierowcy stali pół godziny przed zamkniętym szlabanem
podczas gdy torami nie przejeżdżał żaden pociąg. - Prędzej można znaleźć
nietrzeźwego nastawniczego - mówi kontroler Paweł Brych z Polskich Linii
Kolejowych, który losowo wybiera pracowników na kontrolę. - Każdy chce
utrzymać pracę - mówi po prostu Marek Hoffa, poznański dróżnik, który do
pracy dojeżdża z Nowego Tomyśla. Ale mimo tego policjanci mają z dróżnikami
pełne ręce roboty. To nieprawdopodobne, ale na dróżników donoszą... zawistni
kierowcy, stojący przed opuszczonym szlabanem. - Klną, że uszy więdną, a
potem sięgają po telefon komórkowy i dzwonią na policję z nieprawdziwym
donosem. Przecież oni nas nawet nie widzą! - tłumaczy Hoffa. 38-letniemu
dróżnikowi przydarzyło się to trzy razy.

Kierowcy są największym utrapieniem dróżników. To oni oskarżają kolejarzy o
wszystkie wypadki na przejazdach. Najsłynniejszym z nich był ten spod Bochni,
w którym zginął popularny kierowca rajdowy Janusz Kulig. Dróżniczka z
niewyjaśnionych powodów nie zamknęła tam rogatek.

Kolejarze mają jednak dowody na to, że 97 proc. wypadków na przejazdach
kolejowych powodują kierowcy. Próbują przejechać przez tory kiedy pali się
czerwone światło, omijają zamknięte rogatki lub taranują je. Wszelkie rekordy
pobił kierowca, który na jednym z przejazdów w Wielkopolsce wbił się w...
środkowy wagon przejeżdżającego pociągu.

W połowie lat 90., kiedy były popularne CB-radia, taksówki miały wysokie
anteny. Jeden z taksówkarzy przejeżdżał przez tory w Poznaniu już w trakcie
zamykania rogatek, a szlaban zerwał antenę. Zdenerwowany taksówkarz zadzwonił
po policję. Funkcjonariusze sprawdzili, że rogatki są sprawne i wlepili
taksówkarzowi mandat. - Sam na siebie sprowadził karę - wspomina Paweł Brych
z PKP PLK.

Od pracy dużo zależy

Praca dróżnika nie jest opłacalna. Zarabia najmniej spośród wszystkich
pracowników kolei. Ale za to robota jest niezwykle odpowiedzialna. Od
dróżnika może zależeć ludzkie życie.

Kilka lat temu angielska prasa opisywała wydarzenie z miasteczka położonego
nad rzeką ze zwodzonym mostem. Dróżnik, którego zadaniem było opuszczać most,
gdy nad rzeką miał nim przejeżdżać pociąg, wybrał się do pracy z synem. Gdy
mostem jechał pociąg, ojciec usłyszał przeraźliwy krzyk chłopca, który bawił
się przy urządzeniach dźwigających most i wpadł pomiędzy tryby maszynerii.
Dróżnik musiał w jednej chwili dokonać dramatycznego wyboru: albo życie swego
syna, albo życie ludzi w nadjeżdżającym pociągu. Poświęcił syna, aby ludzie
jadący pociągiem - nieświadomi niczego - mogli swobodnie przedostać się na
drugi brzeg.

Natomiast reakcja dróżnika z Goniądza w Biebrzańskim Parku Narodowym dała
temu miastu nowy symbol. W pobliskim Osowcu na przejazd kolejowy wszedł łoś.
Dróżnik opuścił rogatki, by królowi bagien nie stała się krzywda. Sytuację
obserwował przypadkowy kierowca z Wielkiej Brytanii - Ron McCombe. Zdążył
zrobić zdjęcie i podarował je władzom Goniądza. Fotografia Anglika znalazła
się na pocztówkach z tego miasta.

Ale duma jest

Posterunek dróżnika na Dębcu. Tu czas się zatrzymał. Stary radiomagnetofon
Grundig, czarny telefon na korbkę, latarka na płaskie baterie, zegar ścienny
typu dworcowego, stara metalowa lampa przymocowana do biurka stojącego tam od
głębokich lat 70. Na przeciwległej ścianie mała umywalka, a nad nią suszarka
do naczyń, kwiatki, święty obrazek z napisem "Jezu ufam Tobie". O tym, że
żyjemy w XXI wieku przypomina jedynie bezprzewodowy czajnik i nowoczesny
fotel na kółkach.

Marek Hoffa musiał przyjąć posadę dróżnika, żeby w ogóle mieć pracę. Dla
niego ta praca to bardziej konieczność niż pasja. Szkolił się na mechanika
lokomotyw, krótko pracował w drogówce, potem był monterem nawierzchni
kolejowej. Zawsze ciągnęło go do munduru. Marzył, by zostać policjantem. -
Ale za niski byłem - żali się. Kończył średnią szkołę mechaniczną leżącą tuż
obok przejazdu kolejowego. - Jak z kumplami chodziliśmy ze szkoły to
widzieliśmy posterunek dróżnika, ale wtedy nie spodziewałem się, że tu będę
pracował - mówi. Myślał kiedyś o szkole chorążych wojsk pancernych, ale
ojciec mu to wybił z głowy. A mundur kolejowy? - No, jakaś duma jest,
satysfakcja, że się służy społeczeństwu.

Kiedyś biegał na długich dystansach, ale lekarz powiedział, że ma początki
zwyrodnienia stawów. I teraz nie biega. Ma 38 lat i siedzi przy telefonie z
korbką, z którego jednak nie dodzwoni się nigdzie indziej niż do dyżurnego
ruchu. Na hobby nie ma czasu, zresztą, to co lubi najbardziej -
fotografowanie - jest zbyt drogie. Na zdjęciach uwiecznia jedynie swoją
dwuipółletnią córkę. - Tak jej się twarz zmienia - mówi z zachwytem. A jak ma
czas to czyta: wcześniej lubił książki wojenne teraz zmienił front - sięga po
thrillery medyczne. Czyta też w pociągu, bo do Poznania dojeżdża z Nowego
Tomyśla. To znamienne, że rzadko który dróżnik jest miejscowy, prawie wszyscy
skądś dojeżdżają. Zwłaszcza stamtąd, gdzie już dróżników nie ma.

Nie ma czasu na żarty

Dróżnik to wdzięczny temat dla artystów. W "Lalce" Bolesława Prusa Wokulski
idzie przed siebie wzdłuż toru kolejowego. Chce umrzeć, więc rzuca się pod
nadjeżdżający pociąg. Ratuje go dróżnik Wysocki.

Dwa lata temu nagrody na światowych przeglądach zdobywał film "Dróżnik"
debiutującego amerykańskiego reżysera Thomasa McCarthy'ego. Film "Żurek"
Ryszarda Brylskiego także zaczyna się od historii ostatniego honorowego
dróżnika, który popełnia samobójstwo po zamknięciu jedynej lokalnej linii
kolejowej.

W opowiadaniu pisarza polonijnego Wojciecha Krasuckiego występuje dróżnik-
złośnik: "Jacek nie wiadomo czym zraził sobie dróżnika zamykającego szlaban
na torach, które musiał pokonać jadąc do domu. Według jego wyjaśnień, dróżnik
znał godzinę przejazdu Jacka, co do sekundy, a zamykając szlaban starał się
zawsze walnąć go w głowę, co często mu się udawało". W rzeczywistości dróżnik
nie ma czasu na żarty. Musi być cały czas skoncentrowany. Odbiera telefon,
otwiera rogatki, zamyka, wszystko musi zapisać w dzienniku.

"A ile minut pracuje? Jeśli policzyć czas jego efektywnej pracy, tj. gdy
otwiera i zamyka rogatki, to kilkadziesiąt minut na dobę" - pisze Wojciech
Paprocki w swojej książce "Nowoczesne przedsiębiorstwo kolejowe Cargo".
Dróżnik pracuje w systemie turnusowym, ciągle przez 12 godzin, bez względu na
pogodę, potem ma 24 godziny wolnego. Podczas pracy obserwuje pociągi: słucha
czy koła wagonów przypadkiem nie stukają, czy nie hamują hamulce. Kiedyś
musiał jeszcze dbać o tory, szukać uszkodzeń, smarować przekładnie. Dziś
rzadko to robi, ale zdarza mu się sprzedawać bilety na stacjach, na których
nie ma kasjera.

Dróżnikowi nie wolno opuścić posterunku, chyba, że przyjdzie jego zmiennik. I
także wtedy, gdy rogatka jest uszkodzona i musi kierować ruchem. Dlatego
dróżnicy są specjalnie szkoleni. W obrębie swojego posterunku są równi
policjantowi. - Ale czas na papierosa jest - przekonuje Stanisław Wołowicz.
Widać, że dużo pali: palce trzymające od lat ustnik papierosów nabrały
charakterystycznych brązowych przebarwień. Wołowicz jeszcze niedawno
obsługiwał rogatkę na korbkę. Tylko dwie takie pozostały w Wielkopolsce - w
Wągrowcu. Teraz przeniósł się jednak "na delegację" na Poznań-Karolin.
Dróżnikiem jest niecały rok, ale od 30 lat robi "na kolei". Uczył się na
malarza, a był obchodowym na torach. Nie wie co go czeka w przyszłości: -
Może coś stałego wreszcie, może jakaś wcześniejsza emerytura. Może mnie gdzie
indziej przeniosą. Mówią coś o zwolnieniach.

Idzie nowe, odchodzi stare

Dróżników jest coraz mniej. W 2002 roku w Wielkopolsce było ich 138. Zostało
125, a jeszcze o czterech mniej ma być w przyszłym roku. Bo teraz to wygląda
zupełnie inaczej. Gdy pociąg jedzie i minie żółtą skrzynkę, to wysyła sygnał
szlabanowi, by się zamknął. Jakby coś nie zagrało, to maszynista zobaczy
czerwone światełko i zwolni tak, by na przejeździe nikomu nic się nie stało.
Automatyka. Sami kolejarze mówią, że to lepszy system. - Człowiek jest
zawodny. Człowiek może popełnić błąd z różnych powodów. Znam przypadki, że
ludzie nawet umierali na posterunku pracy - twierdzi Bogdan Bresch,
wicedyrektor PKP PLK w Poznaniu. Musiał o tym wiedzieć Stefan Grabiński.
Bohater jego noweli "Głucha przestrzeń" na od lat nieczynnym posterunku
zamarza "w postaci służbowej z wyciągniętą w górę ręką i z zagasłą latarką w
skostniałych palcach".

Automatyczne rogatki są dzisiaj tym dla dróżnika, czym kiedyś były dla
bednarza plastikowe beczki, czym dla kowala huty, a dla zduna - kaloryfer. To
początek końca tego zawodu, bo nieuchronnie technika idzie do przodu. Ale
tory na długo jeszcze pozostaną żelazne, zawsze trzeba będzie choćby smarować
zwrotnice.





Wiersz "Dróżnik" Zbigniewa Herberta

Nazywa się 176 i mieszka w dużej cegle z jednym oknem.

Wychodzi - mały ministrant ruchu i rękami ciężkimi jak z ciasta

salutuje przelatujące pociągi.

Na wiele mil wkoło - pustka. Równina z jednym garbem i grupa

samotnych drzew pośrodku. Nie trzeba mieszkać tu trzydzieści

lat, aby wyliczyć, że jest ich siedem.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
Paweł
2005-11-24 19:59:21 UTC
Permalink
Kierowcy s=B1 najwi=EAkszym utrapieniem dr=F3=BFnik=F3w. To oni oskar=BF=
aj=B1 =
kolejarzy o
wszystkie wypadki na przejazdach. Najs=B3ynniejszym z nich by=B3 ten s=
pod =
Bochni,
w kt=F3rym zgin=B1=B3 popularny kierowca rajdowy Janusz Kulig. Dr=F3=BF=
niczka z
niewyja=B6nionych powod=F3w nie zamkn=EA=B3a tam rogatek.
hmm.... szkoda cz=B3owieka,
tylko fakt jest taki =BFe porz=B1dek, czyli krzaki to dopiero po wypadku=
=

Kuliga powycinali, pozatym ka=BFdy kto tam by=B3 wie =BFe ch=B3op, lub i=
nny w =

takiej sytuacji niemia=B3 szans
[']
-- =

pozdr.
-------
Pawe=B3
Paweł
2005-11-24 20:03:49 UTC
Permalink
hmm.... szkoda człowieka,
tylko fakt jest taki że porządek, czyli krzaki to dopiero po wypadku
Kuliga powycinali,pozatym każdy kto tam był wie że chłop, lub inny w
takiej sytuacji niemiał szans
[']
i Dróżniczki, Janusza...
Rodzin tych dwóch osób...

poprostu taka jest fortuna...
--
pozdr.
-------
Paweł
semaforek
2005-11-24 21:51:19 UTC
Permalink
Post by Marcin Kulik
Posterunek dróżnika na Dębcu. Tu czas się zatrzymał. Stary radiomagnetofon
Grundig, czarny telefon na korbkę, latarka na płaskie baterie, zegar ścienny
typu dworcowego, stara metalowa lampa przymocowana do biurka stojącego tam od
głębokich lat 70. Na przeciwległej ścianie mała umywalka, a nad nią suszarka
do naczyń, kwiatki, święty obrazek z napisem "Jezu ufam Tobie". O tym, że
żyjemy w XXI wieku przypomina jedynie bezprzewodowy czajnik i nowoczesny
fotel na kółkach.
...żeczywistość większości posterunków dróżników, ale mam pytanko dlaczego
dróżnicy nie mają radiotelefonów?, przydałyby się

to rzeczywiście stresująca praca, nawet jak przejeżdżamy przez przejazd z
rogatkami warto się rozejżeć czy coś nie jedzie

Postrunek dróżnika w X na trasie Y-Z (nie piszę jaki celowo) - Mieszka tu
kocica, którą chowają dróżniczki, czasem trzeba ją wypuścić żeby pochasała
sobie, potem ją szukać, praca ciężka bo obsługuje się dwa przejazdy, w
dodatku kierowcy mają prawie zerową widoczność nadjeżdżających pociągów.
"Chcieli tu zrobić ogranoicznie do 10 i zamknąć posterunek"- mówi jedna
dróżniczka -"na szczęście pomysł upadł". W praktyce żeczywiście
niemozliwe, tor dochodzi łukiem, na ropgu drogi i tórów wysoki żywopłot,
po drugiej stronie drzewa i budka dróżnika. Zdarzają się różne sytuacje,
czasami się wagony odczepią i wrócą na przejazd, albo lokomotywa się
zepsuje tak że wagony są na przejeździe. Deficytowy towar w apteczce -
krople żołądkowe - niektórzy muszą łykać bo duży stres. Przydałby się
rafdiotelefon, ale cóż nie ma, kwestia przyzwyczajenia.
--
semaforek

nie dla spamu tak dla kolei
pisząc na priv wytnij tekst WYTNIJTO z mojego adresu
GG 6621129
Loading...